Trudno jest nie robić NIC. Jedną z najbardziej podstawowych, pierwotnych psychologicznych potrzeb człowieka jest konieczność strukturalizacji czasu. Jednak sytuacja, w której nie możemy się niczym zająć, w większości nas wywołuje lęk.

 

 

 

 

Strukturalizacji, czyli uporządkowania i zapełnienia czasu czynnościami, zadaniami, myślami. Sytuacja, w której nie możemy się niczym zająć, w większości nas wywołuje lęk. Bezczynność implikuje bowiem niepokój nazywany przez psychologów stresem deprywacji, stąd – czytanie gazety w pociągu, granie w grę na telefonie, gdy siedzimy w poczekalni u lekarza czy bazgranie w zeszycie podczas konferencji, na której zupełnie nie możemy się skupić.

 

Jak to ma się jednak do biurowej rzeczywistości? Czy bycie osobą zawsze zajętą, przeskakiwanie z zadania na zadanie i zapychanie swojego grafiku do granic wytrzymałości to gwarancja maksymalnej pracowniczej efektywności? Otóż nie, efektywność, kreatywność i stopień satysfakcji z wypełnianej pracy zależny jest od stopnia „zajętości” w sposób krzywoliniowy. Oznacza to, że umiarkowana strukturalizacja czasu wspiera nas w realizacji zawodowych celów, zbytnie jednak przeładowanie swojego terminarza wpływa na naszą pracę sposób destrukcyjny. Bezczynność odgrywa zatem ważną rolę w regulowaniu naszej zawodowej skuteczności.

 

Po co nam bezczynność? Poniżej znajdziecie trzy powody, dla których warto czasami wstać od biurka i odpocząć.

 

Po pierwsze w momentach spowolnienia rytmu pracy, nierobienia niczego przychodzą nam do głowy genialne pomysły. Bezczynność potrzebna jest nam do tzw. inkubacji pomysłów. Gdy bardzo długo skupieni jesteśmy na rozwiązaniu jakiegoś problemu,  odejście na chwilę od komputera, droga na lunch, a nawet krótka drzemka (w biurze tego nie zalecamy!) to momenty, w których  nasz umysł – pozornie oderwany od pracy – nadal analizuje zagadnienie na poziomie nieświadomym. I właśnie to nieświadome, niezależne od naszej woli, analizowanie problemu nazwane zostało w psychologii poznawczej inkubacją. Wiąże się z nią tzw. „efekt aha!”, nagłe olśnienie, zrozumienie istoty problemu. Możemy mówić o mikro- i makroinkubacji. Ta mikro ma miejsce wtedy, gdy osoba moderująca spotkanie biznesowe zarządza pięciominutową przerwę, gdy dyskusja lub negocjacje stoją w martwym punkcie. Inkubacja w skali makro to tzw. sabbatical leave – długi (nawet roczny), pełnopłatny urlop dla profesjonalistów, którego celem jest nie tylko odpoczynek od pracy, ale przede wszystkim zebranie inspiracji i pobudzenie pracowniczej (i osobistej) kreatywności i efektywności.

 

Badania pokazują, że przerwa na prysznic w ciągu dnia pracy zwiększa kreatywność o 1/3.  Nic dziwnego zatem, że siedziby firm coraz częściej wbudowują w swoją przestrzeń strefy tzw. chill-outu, miejsca, w których bezczynność jest nie tylko dozwolona, ale nawet zalecana. Google jest znany z zapewnienia swoim pracownikom niebanalnych przestrzeni sprzyjających twórczemu relaksowi. W biurze Google’a w Zurichu na pracowników czeka zaciemniona sala, w której w dowolnej chwili można odpocząć kładąc się na wibrującym fotelu z widokiem na kilkanaście delikatnie podświetlonych akwariów. Do użytku pracowników jest też cicha, wypełniona po brzegi biblioteka z płonącym kominkiem i wygodnymi pluszowymi sofami. Dla potrzebujących snu znajdzie się nawet łóżko z baldachimem.  Wszystko po to, by umożliwić pracownikom płynne przełączanie się z trybu mobilizacja do regeneracja.

 

Po drugie robienie sobie przerw w pracy zgodne jest z naturalnym rytmem naszego umysłu. Zaprogramowany jest on na cykl 90-minutowej aktywności, po której powinna nastąpić chociaż 5 minutowa przerwa. I to przerwa z dala od biurka i telefonu komórkowego. Co ciekawe długość przerw ma mniejsze znaczenie niż ich jakość. Dla higieny umysłu bardziej wartościowy będzie zatem ekspresowy spacer poza biurem niż 30-minutowy lunch w towarzystwie kolegów z zespołu, podczas którego omawiać będziecie zawiłości opracowywanego projektu. Bardzo ważne jest też, by nie zagłuszać sygnałów mówiących nam o psychicznym, intelektualnym zmęczeniu, nie sięgać po kolejną kawę, nie umawiać się na kolejne spotkanie. Wyłączyć przeglądarkę, wyciszyć telefon i od-po-cząć.

 

Po trzecie w bezczynności łatwiej nam dostrzec sygnały ostrzegawcze.

Ludzie, którzy bardzo intensywnie pracują, nie dbając o zachowanie opisanego powyżej rytmu mobilizacja-regeneracja, prędzej czy później zaczynają robić błędy.  W pośpiechu uaktywniają się bowiem „przetrwalnikowe”  mechanizmy obronne sprawiające, że nie dostrzegamy niedociągnięć naszej pracy i tkwiących w niej zagrożeń. Zdarza nam się wtedy wiele kwestii brać za pewnik, nie potwierdzać ustaleń, dopisywać sobie w myślach kwestie, o których nigdy nie było mowy. Na byciu stale zajętym cierpi zatem jakość naszej pracy. W ciszy i spokoju zaś możemy dostrzec sygnały alarmowe, które od dawna wysyła nam nasza intuicja, my jednak – będąc stale zajęci – nie mieliśmy czasu jej wysłuchać.

 

W ciągłym zabieganiu łatwo również przeoczyć objawy chronicznego przemęczenia pracą i wypalenia. Chwile bezczynności służyć zatem mogą również przyjrzeniu się sobie, wpływowi, jaki ma na nas praca, zweryfikowaniu realności postawionych sobie celów. Psychologowie zalecają wprowadzenie emocjonalnego „monitoringu” do naszego codziennego planu dnia. Wystarczy kila minut dziennie przyjrzenia się sobie, swojemu ciału (czy jestem napięty? co jest tego przyczyną? jak mogę zregenerować swoje ciało?), myślom (co zaprząta teraz mój umysł? czy moje obawy są racjonalne?) i emocjom (czego się boję? czego unikam? co mnie psychicznie męczy?), by w znaczny sposób zmniejszyć ryzyko wypalenia zawodowego. Chwile bezczynności mogą bowiem zostać wykorzystane do odzyskania kontaktu ze swoim ciałem, swoimi wartościami i priorytetami.

 

Bezczynność nie jest równoznaczna z lenistwem. Wręcz przeciwnie – odpowiednio „zarządzona” pozwala nam pracować efektywniej osiągając maksimum osobistej satysfakcji.

Zatem  – nie tylko dlatego, że są już wakacje – pozwólmy sobie na beztroskie nicnierobienie przez kolejne kilka minut. Na zdrowie!

 

Źródło grafiki tu.

Artykuł ukazał się w 8. numerze miesięcznika „Benefit”. Cały numer tu.

Szukasz szkolenia z Employer Branding lub badania kultury organizacji?


Bądź na bieżąco z Employer Brandingiem => zapisz się na newsletter bardzoHR


Podziel się

3 thoughts on “Dolce far niente, czyli po co nam w pracy bezczynność?

Skomentuj aneta Anuluj pisanie odpowiedzi