Poznałam go rok temu, przy okazji nowego wpisu na moim blogu. Opisywałam w nim kilka porażek, które w pracy strateżki EB nauczyły mnie finalnie więcej, niż tzw. pasmo sukcesów. Napisał, że ceni komunikację opartą na doświadczeniach z realnego, a nie wystylizowanego, życia. Prowadząc komunikację w PORTA udowadnia to na każdym kroku. Nawet Marcin Gortat zwrócił na to uwagę ;-).
Potem mieliśmy szansę jeszcze raz się zobaczyć, tym razem na moich warsztatach online. Już wtedy byłam przekonana, że kiedyś wrócę do niego by opisać wyjątkowy styl komunikacji, którą prowadzi w mediach społecznościowych PORTA KMI Poland. Pracownik w centrum uwagi, empatia, wiarygodność oraz wyjątkowy talent erudycyjny pomagają mu opisywać sprawy firmy – te zwykłe i niezwykłe. Tak mogłabym podsumować warsztat Wacława Wachnika. Wiedziałam, że kiedyś na pewno będę go gościć na łamach swojego bloga. Nie sądziłam jedynie, że prześle mi taki artykuł, który ani nie wymaga żadnego dodatkowego komentarza z mojej strony, ani żadnej pracy edytorskiej. Z przyjemnością Wam prezentuję – słowo w słowo – to, co spisał WW. Znajdziecie tu MNÓSTWO inspiracji do prowadzenia komunikacji Employer Branding w social mediach!
Tu znajdziesz wspomniany wyżej artykuł o fuck’upach w pracy strateżki EB.
Wacław Wachnik, Employer Branding Specialist w PORTA KMI Poland:
Pamiętasz co robiłaś rok temu o tej porze? Bo ja pamiętam doskonale. Siedziałem w obskurnym biurze, patrzyłem tępo w ekran i zastanawiałem się: co w moim życiu poszło nie tak? Co doprowadziło mnie do tego, że do pracy przychodziłem ogromnie sfrustrowany i wypalony nie widząc wyjścia z tej sytuacji. Nie rozumiałem, dlaczego tak się dzieję, skoro przez osiem lat włożyłem w tę pracę mnóstwo czasu i serca? Wszystko na nic. Co poszło nie tak, że zamiast z dumą realizować kolejne pomysły czy projekty, za chwilę będę musiał przebrać się w strój małpy, czy jakiegoś innego zwierzaka i jako prawie 40letni facet animować zabawę dla pięcio, sześciolatków. Tak dokładnie rok temu wyglądało moje życie zawodowe.
Żeby była jasność – ja bardzo lubię dzieciaki. Sam mam dwójkę. To od dziecka usłyszałem najlepszy zawodowy komplement w moim życiu… Co nie zmieniało faktu, że moje życie zawodowe legło w gruzach, a frustracja była tak ogromna, że bardzo, bardzo mocno zastanawiałem się nad podpisaniem franczyzy z Żabką.
Nie tego się spodziewałaś, prawda? 😊
PORTA to była dla mnie ostatnia deska ratunku. Bardzo długo zastanawiałem się, czy wysłać CV, bo sądziłem, że mnie po prostu wyśmieją. No, ale ostatecznie był happy end. W tym momencie krytycznym, gdy byłem sfrustrowany, to moja partnerka, Marta, była tą osoba, która w stanowczych słowach potrafiła mnie zmotywować do tego, żebym zamiast tkwić w marazmie aktywnie zaczął szukać pracy. To ona mi zawsze powtarzała, że mam w siebie wierzyć, bo mam spore możliwości, tylko zamiast narzekać, muszę coś z tym zrobić. To dzięki niej wysłałem cv do firmy.
Pamiętam, że do rozmowy bardzo długo się przygotowywałem – mnóstwo czytałem, sprawdzałem, śledziłem co robi firma. Na rozmowie kwalifikacyjnej wyłożyłem cały mój plan na to jak to widzę: jak się komunikować na LinkedIn, jaki mam na to pomysł. Myśleliśmy podobnie, dlatego dostałem tę pracę i wolną rękę w działaniu. Jak zaczynałem, to nasz profil na Linkedin miał niecałe 500 obserwujących i właściwie zero interakcji. Dziś ma ponad dwa razy tyle i mnóstwo fajnego feedbecku. To bardzo napędza do działania, apetyt stale rośnie!
Może to zabrzmi trochę mało skromnie, ale myślę, że to, że tak to wszystko działa, że ten profil na Linkedin żyje, ma się dobrze i jest nieźle oceniany przez innych wynika w dużej mierze z tego, że moje dotychczasowe doświadczenie zawodowe nieodłącznie wiąże się z bezpośrednią pracą z ludźmi. Byłem rzecznikiem prasowym, byłem marketingowcem, który jeździł z kręglami po szkołach i przedszkolach, ucząc dzieci podstaw bowlingu (kapitalne doświadczenie, dzieci to najbardziej wdzięczny i najbardziej surowy recenzent), prowadziłem imprezy firmowe, szkolenia. To wszystko nauczyło mnie, że niezależnie od miejsca, w którym pracujesz, zawsze najważniejszy jest człowiek. I to nie tylko ten, który pracuje w Twoim bezpośrednim otoczeniu. Każdy człowiek, niezależnie od piastowanej funkcji. Czy to jest szef, czy sprzątaczka, czy Pan z ochrony – każdego musisz traktować jednakowo i z należnym szacunkiem. Jeśli tak robisz, to jesteś w stanie nawiązać więź z tymi ludźmi. To absolutna podstawa, albowiem dzięki temu, później, z powodzeniem realizować wszelkie działania EB, PR-owe, czy marketingowe.
Bo jeśli ludzie w Ciebie wierzą, to wierzą też w to, co robisz i chcesz przekazać. A jeśli o tym zapominasz, albo jesteś w tym wszystkim sztuczny, to ludzie od razu to wyczują i nikt nie będzie chciał z Tobą współpracować.
Nauczyłem się także tego, żeby zawsze dotrzymywać słowa. I starać się patrzeć na świat i działania nie przez pryzmat swojego ja, ale przede wszystkim oczami ludzi. To się sprawdza na każdej płaszczyźnie. Dlatego nasza komunikacja wygląda właśnie w ten sposób, że piszemy do ludzi zarówno z Naszej firmy, jak i do osób, które nie są z nami związani zawodowo. Do każdej z tych grup kierujemy słowa jak do kumpli. Nie ma tu miejsca na pompatyczność, czy komunikowanie z perspektywy siły, tego, że jesteśmy lepsi. Dlatego pokazujemy różne rzeczy, także te, którymi teoretycznie – być może – nie powinniśmy się chwalić. Ale my nie chcemy też udawać firmy doskonałej, tylko chcemy pokazać jak jest naprawdę. Chcemy pokazać, że PORTA jest firmą, która daje możliwości rozwoju, która faktycznie dba o swoich ludzi najlepiej jak potrafi i że faktycznie tak jest w rzeczywistości, a nie, że to są jedynie hasła na sztandarach. Przez blisko rok czasu, jak tu jestem, widać jak wiele się pod tym względem zmieniło. Firma też wyciąga pewne wnioski z przeszłości. Osobiście jestem sceptykiem i na początku patrzyłem na to wszystko trochę z przymrużeniem oka. Ale przez ten rok tyle rzeczy się tutaj zadziało, akcji kierowanych właśnie do wszystkich pracowników, że widzę, hasło #wartotubyc nie jest tylko pustym sloganem. Ono faktycznie działa.
Zresztą, w naszym dziale zawsze kierujemy się dewizą, aby wszystkie działania planować z myślą głównie o pracownikach produkcyjnych. Oni mają najcięższą pracę, oni tę firmę tworzą i codziennie kształtują, oni nie wezmą sobie HO, bo – nie wiem – zimno na dworze i najchętniej popracowaliby z domu.
Zauważyłem, że bardzo często definiujemy naszą pracę wyłącznie z naszej perspektywy: oj, jak nam ciężko, oj, za mało zarabiamy, benefitów za mało, dlaczego dziś jabłka, a nie mandarynki. I tak sobie narzekamy siedząc w klimatyzowanym biurze, przy biurku, obok turkocze ekspress do kawy. A wystarczy wyjść z pokoju, przejść się sto metrów na produkcję i zobaczyć, że tam praca wygląda trochę inaczej. W nieco innych – nazwijmy to – mniej ekskluzywnych warunkach. Dlatego bardzo często robię sobie takie wycieczki na jakiś wydział, właśnie po to, aby nie odfrunąć i docenić to, co mam. Bo wiesz co ciekawego zauważyłem? To, że ludzie pracujący na produkcji o wiele mniej narzekają niż Ci, którzy pracują w szeroko pojętej administracji. Serio.
Dlatego, mam przekonanie, że dopóki będziemy o tym pamiętać, że to nie my, a ta większa produkcyjna grupa jest ważniejsza, to nasze działania będą wiarygodne i faktycznie kierowane do całej grupy PORTA, a nie tylko wybranych. W tym kierunku chcemy i musimy iść, jeśli chcemy być pracodawcą pierwszego wyboru. A chcemy.
Celowo użyłem sformułowania ważniejsza. Bo, na przykład, jak jednego dnia cały HR, albo marketing, weźmie sobie HO, to czy coś się stanie? Coś strasznego? No, nie. A teraz wyobraź sobie, że wypadają dwie, trzy osoby z produkcji. Albo dziesięć. Natychmiast rodzi się spory problem.
Ja bardzo chciałem trafić do firmy, która będzie spójna w swoim przekazie. A to dlatego, że moje doświadczenia zawodowe nierzadko pokazywały coś innego – firma mówiła jedno, a tak naprawdę robiła drugie. Bardzo często było tak, że im niżej dany pracownik znajdował się w strukturze, tym mniej był doceniany i szanowany. A takie ludzkie podejście, którym kieruje się tutaj, sprawdzało mi się w poprzednich miejscach pracy. Ludzie lubią czuć się potrzebni i wcale nie trzeba do tego wielkopańskich gestów. Wystarczy traktować ich normalnie. Poza tym, oni chcą na co dzień widzieć taką…ludzką twarz firmy, a nie tylko kolejne posty o tym, jakie firma ma produkty, czy jakie notuje sukcesy, czy gdzieś sobie jeździ. Na osoby, które mają mniej nobilitujące stanowiska i pracują w pocie czoła to działa jak płachta na byka. Owszem, sukcesami czasami też można się pochwalić, ale jeśli to jest Twój jedyny sposób komunikowania na zewnątrz, to trochę słabo.
W naszej komunikacji staramy się pokazać głównie to, że firma wpiera i jednocześnie rozwija swojego pracownika. Pokazujemy, że każdy, kto jest gotowy dać firmie coś więcej od siebie (i to nie o czas pracy chodzi, a kreatywność, zaangażowanie), może liczyć na to, że PORTA go doceni. Dlatego mamy dość dużo awansów wewnętrznych. Podam Ci przykład chłopaka, który przyszedł do Nas po studiach – mega zdolny gość. Chciał pracować jako technolog, ale w tamtym momencie, gdy do nas przychodził nie było to możliwe. Lecz od razu na rozmowie dostał zapewnienie, że jeśli na niższym stanowisku będzie się starał, to przy najbliższej takiej rekrutacji będzie mógł spróbować tym technologiem u nas zostać. Facet popracował niecałe pół roku, wziął udział w rekrutacji wewnętrznej i od paru miesięcy jest wymarzonym technologiem. Wniosek z tego taki, że tu można naprawdę wiele. I to też mi się bardzo podoba, to też chcemy przekazać.
Albo rozwój. Kilkanaście miesięcy temu, na wniosek Dyrektor HR, stworzyliśmy Akademię PORTA, dzięki której kilkudziesięciu pracowników może stale i za darmo podnosić swoje umiejętności i to w różnych obszarach. Dodatkowo pracownicy mają spotkania z interesującymi ludźmi, z Wojciechem Herrą, czy ostatnio Michałem Kanarkiewiczem. Po tym drugim spotkaniu wielu uczestników wrzucało na swojego Linkedina świetne posty, w których komentowali, jak wiele to dla nich znaczy, że firma organizuje im coś takiego. A jak sami pracownicy chwalą i promują swojego pracodawcę, to znaczy, że chyba idziemy w dobrym kierunku 😊
Osobiście bardzo lubię pokazywać jak firma rosła przez lata, tym bardziej w przypadku takiej firmy jak PORTA, która ma ich blisko trzydzieści. Dlatego w swoich wpisach pokazujemy te kulisy, szczególnie z początków działalności, gdy np. prezes Sarnowski sam jeździł do rozgłośni radiowych i mówił jaką chcę reklamę (bo podpatrzył to we Francji), albo że przez lata drzwi były rozwożone żukiem z plandeką, bo było to jedyne auto na stanie.
Dla mnie to wszystko ma ogromną wartość, rozbudza wyobraźnie i jednocześnie strasznie imponuje, bo pokazuje, że firma przebyła konkretną drogę do celu, który sobie postawiła. Bo to nie było tak, że nagle ktoś wpompował ogromny kapitał i postawił cała fabrykę i produkcję w dwa tygodnie. Mam wrażenie, że dzięki takim „smaczkom” moja firma pokazuje swoją normalną, ludzką twarz, a ludzie mogą się z nią bardziej utożsamiać.
Poza tym w ich opowieściach są prawdziwe, a nie sztuczne napompowane emocje. I to czuć. Doskonałym przykładem jest tutaj cykl: „Dlaczego PORTA”, który robimy w formie filmów wideo. Bierzemy do niego różnych pracowników, z których każdy nigdy nie miał styczności z kamerą. Mówimy im przed nagraniem, o czym mniej więcej będziemy rozmawiać, ale nie mówimy, jakie będą pytania, by nie sugerować odpowiedzi, jak również po to, by wszystko wypadło jak najbardziej naturalnie. I to się naprawdę super sprawdza! Na każdym filmie widać, jak Ci ludzie, początkowo bardzo onieśmieleni, rozkręcają się z każdą upływającą minutą, mówiąc o rzeczach dla nich ważnych, o sobie, a nawet o tym, co by w naszej firmie zmienili.
A największą nagrodą jest dla mnie to, że każda z tych osób, zarówno z cyklu „Dlaczego PORTA”, jak i drugiego „Ludzie PORTA”, w których opowiadają o swoich pasjach, każda z nich dawała nam później znakomitą informację zwrotną – że są bardzo zadowoleni z udziału. Nie dość, że daje Ci to ogromną satysfakcję, to w dodatku mocno buduje wzajemne zaufanie – wiem, że jak będę miał do tych osób jakąś sprawę, czy problem, z którym będę się musiał zmierzyć, to pomogą mi najlepiej jak potrafią.
Ogromną frajdę sprawiła mi też jedna dziewczyna, której pasją jest malowanie i projektowanie. Pamiętam, że to ja do niej dotarłem (z rekomendacji jej koleżanki z działu). Początkowo nie chciała rozmawiać na temat swojej pasji, bo to skryta osoba, wstydziła się. Udało mi się jednak ją przekonać, bo widziałem, że ma ogromny talent i pasję do tego, którą dodatkowo dzieli ze swoją córeczką – to było już w ogóle coś niesamowitego. W końcu Agnieszka, bo tak ma na imię dziewczyna, bardzo ładnie opowiedziała o swojej pasji, co i na zewnątrz, i wewnątrz firmy spotkało się z bardzo dobrym odbiorem. A ostatnio dowiedziałem się od niej, że nawiązała współpracę z naszymi grafikami, co – jak mi napisała w mailu – było jej ogromnym marzeniem. Wyobraź sobie, że takiego maila dostajesz w poniedziałkowy poranek. Czy może być coś piękniejszego?
Dlatego dla mnie to taka ważna sprawa, żeby pokazać ludzi, którzy tę firmę tworzą. Aby to oni, a nie jakieś bliżej nieznane gwiazdy były ambasadorami naszej marki. Szczególnie, że odbiór, jaki mamy po publikacjach idzie dwutorowo – i z zewnątrz, i wewnątrz. Na przykład cykl Ludzie PORTA pokazał, że w naszej firmie jest mnóstwo osób, które mają ciekawe i niekiedy naprawdę odjechane pasje (motostoliki).
Ludzie lubią takie historie, chętnie je między sobą komentują, bo dzięki temu zawsze coś się dzieje. Z nich dowiadujesz się, że koleżanka z pokoju obok hoduje pszczoły, a kolega z IT robi piwo. Ktoś inny nalewki. Albo miód. I nagle okazuje się, że te osoby nie mogą się odpędzić od zamówień na swoje wyroby! 😊 Mam przekonanie, że to jeszcze bardziej zacieśnia więzi międzyludzkie i w naturalny sposób buduje nasz employer branding.
Mój plan, zanim jeszcze zacząłem tu pracować, był taki, żeby od początku mojej pracy w PORTA pokazać jak najwięcej ludzi związanych z Naszą firmą. Tak jak pisałem w jednym ze swoich wpisów, wiedziałem, że pracują tu ludzie mający różny staż – przykładowa Pani Basia, Pan Tadek, Pan Antoni. Chciałem do nich dotrzeć, porozmawiać, poznać ich historię, bo to wydawało mi się o wiele ciekawsze i bardziej wiarygodne niż kampanie z udziałem znanych ludzi, którzy nawet do końca nie wiedzą, co to PORTA, a już na pewno nie znają jej bogatej historii. A te osoby, które są tutaj od wielu lat, które żyją tą firmą i jej różnymi momentami, lepszymi czy gorszymi, mają w zanadrzu mnóstwo historii, anegdot, czy smaczków, którymi – jeśli wzbudzisz ich zaufanie – chętnie się z Tobą podzielą.
Mnie na starcie pomogły dwie rzeczy – po pierwsze, ludzie, z którymi pracuje. Na przykład mój kolega Tomek, HR Bussines Partner, na poczet wewnętrznych newsletterów tworzył już wcześniej takie sylwetki pracowników i to on bardzo mi pomógł znaleźć pierwsze osoby do obu tych cyklów. To też pokazuje jak bardzo ważne jest to, z kim pracujesz, bo taka osoba może Cię ponieść jak na skrzydłach, będąc inspiracją albo pomocą w wielu sprawach. Ja mam to szczęście, że każda z osób, która jest ze mną w biurze, jest niezwykle pomocna i zawsze mogę na nią liczyć. Ktoś pomógł mi w „ustawieniu” rozmówcy, ktoś pomógł przy nagrywaniu filmu, i tak dalej. Dodatkowo bardzo często robimy taką burzę mózgów, podczas której przerzucamy się pomysłami. Tu nie ma rywalizacji, jest za to współpraca i możliwość działania, a to naprawdę napędza. Wspólnie dzielimy się nie tylko wiedzą, ale i ciekawostkami. To też jest bardzo, bardzo istotne. Pamiętasz magazyniera, co wygrał 1 z 10? Kulisy tej akcji były bardzo…przypadkowe, ale typowe dla Naszego działu. Koleżanka, która zajmuje się rekrutacją, akurat przeglądała cv. Nagle mówi:
– Słuchaj tego! Aplikuje do Nas gość, który pisze, że wygrał 1 z 10. Zobacz! Przecież to hit!
Spojrzałem i już wiedziałem, że muszę z nim pogadać 😊
W ten sposób, dzięki wzajemnej rozmowie, złapałem mnóstwo ciekawych tematów – właśnie od moich kolegów i koleżanek z pracy. Czasami ktoś o czymś wspomni i Ty już wiesz, że to będzie świetna rzecz na kolejnego newsa.
Dlatego ważne jest, żeby ze sobą rozmawiać. Nie rywalizować, a uzupełniać, napędzać. A jak coś wypali, to naprawdę każdy ma z tego satysfakcję.
Druga sprawa – pomogły mi trochę…okoliczności 😊 A było tak: jak przyszedłem do pracy, jednym z pierwszych zadań, które dostałem od mojej szefowej, Martyny, było to, aby…iść na tira. Już wyjaśniam o co chodzi. Przez cały listopad w naszej siedzibie w Bolszewie stała naczepa tira – odpowiednio, rzecz jasna, przyozdobiona. Każdy pracownik, niezależnie od stanowiska, mógł tam w wolnej chwili przyjść, żeby odpocząć, poczęstować się darmowym ciastkiem, batonikiem, czy kawą i po prostu miło spędzić czas. Zostałem oddelegowany do tego, aby te rzeczy rozdawać i przyznam szczerze, początkowo nie byłem tym zachwycony 😊
Szybko jednak zauważyłem, że to mi ogromnie pomoże w mojej pracy. A to dlatego, że ta akcja dała mi możliwość poznania wielu osób z Naszej firmy, z różnych stanowisk. Wiele osób przychodziło codziennie, tak się poznawaliśmy, gadaliśmy i….dzięki temu wkrótce cała firma wiedziała, że jest taki nowy Wacek, co zawsze chętnie pogada, poczęstuje ciastkiem czy…tabaką, opowie jakąś historię, albo chętnie posłucha innej. To był, z mojej perspektywy, prawdziwy strzał w dychę, bowiem dzięki temu mogłem poznać wiele historii, inspiracji, czy pomysłów i to zupełnie za darmo.
To też pokazuje, że takie niestandardowe, ale w gruncie rzeczy bardzo proste akcje mogą przynieść danej firmie mnóstwo korzyści – my z tego tira rozdawaliśmy później płyny do dezynfekcji i maseczki, a jeszcze później tzw. sety wigilijne. Wtedy też, podczas takich akcji, od razu dostajesz feedback, wiesz co mogłeś zrobić lepiej, a co zaplusowało. Wiedza, jaką tam zdobyłem, kontakty, jakie sobie wyrobiłem okazały się nieocenione i procentują do dziś.
To, co cenię sobie w mojej pracy, to całkiem spora niezależność, którą daje mi szefowa. A to naprawdę, naprawdę dużo daje. Być może wynika to z tego, że kogoś takiego jak ja, na tym stanowisku, w PORTA wcześniej nie było. Z jednej strony to dobrze, bo miałem pełne pole do popisu i mogłem w pełni zaprezentować swoje możliwości, ale z drugiej – byłem kompletną niewiadomą. Nie było wytyczonej ścieżki, którą można by podążać, tabula rasa, choć jak wspomniałem wcześniej, były w historii firmy świetne akcje EB, które jednak nie były komunikowane na zewnątrz. Mnie moja szefowa dała wolną rękę w działaniu, przyglądając się mojej pracy z boku i…mogę jej tylko za to ogromnie podziękować. Bo okazało się, że wszystko to, czego mnie nauczyło życie, plus moja intuicja, to wszystko pięknie zadziałało. Dla mnie to była też ogromna osobista satysfakcja. Ja zawsze wierzyłem, że sporo wiem i potrafię, ale przez ostatnie lata nie miałem możliwości tego zaprezentować. Tutaj mam, co sobie bardzo cenię i jest mi miło, że doceniają to inni, przy okazji ucząc mnie wielu rzeczy, uczulając na pewne niuanse. Bo to przecież nie jest tak, że ja pozjadałem już wszystkie rozumy – w moim otoczeniu pracują osoby mądrzejsze ode mnie i to kolejna wartość dodana, dzięki której mogę się rozwijać.
Oczywiście, ja też popełniam błędy, a raczej mnóstwo błędów. Szczególnie dużo było ich na początku. Musiałem, na przykład, dostosować język do niektórych komunikatów – ja raczej mam luźny styl i w ten sposób zacząłem, pisząc kilka komunikatów. Informacja zwrotna, jaką dostałem była…różna. Części się bardzo spodobało, a części…niekoniecznie. Nie każdy okazał się na taką komunikację gotowy i to też był dla mnie sygnał, że czasami to, co jest fajne dla mnie, dla innych może już niekoniecznie. Poza tym, choć podejmujemy mnóstwo inicjatyw, to nie wszystkie nam jakoś wybitnie wypaliły. Dla mnie jednak istotne jest to, że mam możliwość ciągłego próbowania różnych rzeczy. A błędy, jakie popełniam są dla mnie nauką, a nie powodem do rozmowy wychowawczej. Dzięki temu nie boję się ryzykować, bo wiem, że mam za sobą wsparcie szefowej i zespołu.
Co ciekawe, zdarzało się, że nie każdy pracownik odpowiednio rozumiał moją rolę. Na przykład, jak raz wysłałem HR Newsa z informacją, to dostałem maila od pracownika z oddziału w Ełku, żebym mu takich rzeczy nie wysyłał, bo on pracuje i nie ma czasu na takie pierdoły. Początkowo się zagrzałem, a później, po rozmowach w dziale, zrozumiałem (przypomniałem sobie), że muszę wziąć pod uwagę inny punkt widzenia, niż tylko swój. Albo jak wrzucałem zdjęcia z okazji tłustego czwartku, jak rozdawaliśmy pączki pracownikom i jedna grupa, która wysłała nam świetne zdjęcie, strasznie się zdenerwowała, gdy okazało się, że fotka wylądowała również na LinkedIN. Miałem później błyskawiczne, choć owocne szkolenie z RODO :-). Ale były też sytuacje, które śmieszą mnie do dzisiaj, jak na przykład ta, gdy na całą grupę PORTA, łącznie z Rumunią, wysłałem maila o treści: „Dzień dobry”. W ogóle tego nie zauważyłem. Dopiero jak koleżanki i koledzy, których mijałem na korytarzu, zaczęli mi mówić: „Dzień dobry”, to zorientowałem się, że coś jest nie tak 😊
Tak na marginesie, mam bardzo skuteczny sposób na to, gdy od pochwał zaczynam lekko odlatywać. Mam na komputerze takie zdjęcie, zrobione pod koniec września tamtego roku, chwilę przed rozpoczęciem przygody w PORTA. Jestem tam przebrany za strój małpy, bo, jak wspomniałem, życie zmusiło mnie do tego, aby pracować jako animator w sali zabaw. Uwierz mi, to może i brutalne, ale ściąga na ziemię. Dlatego staram się pracować z pełną pokorą i ostrożnie reagować na wszelkie komplementy i pochwały. Na pewno są one miłe i napędzają, ale jest takie powiedzenie pewnego trenera, który o blaskach i cieniach swojej pracy mówił tak: Podrzucają, podrzucają, złapać zapomnieli. Tego się trzymam – żeby pracować tak, żeby ktoś później, gdy podwinie mi się noga nie zapomniał mnie złapać.
Dodatkowo warto być uważnym i otwartym na otoczenie, te bliższe czy dalsze, bo to nieocenione źródło inspiracji. Świetną rzecz wyciągnąłem z Twojego szkolenia. Bardzo podobało mi się, jak opowiadałaś o firmie Blum i o tym, co robi Kasia Motała. Odpaliłem Twojego bloga, pochłonąłem tekst w całości i…aż przyklasnąłem z podziwu. Kasia opowiadała o tym, że tematy leżą „na ulicy”, wystarczy się schylić i podnieść. I ja się z tym zupełnie zgadzam. Zresztą, stara dziennikarska szkoła tego uczy, żeby wyjść poza strefę własnego komfortu, dać coś od siebie.
Artykuł o komunikacji prowadzonej w social mediach przez firmę BLUM znajdziesz tutaj. Mnóstwo inspiracji gwarantowane!
Bądź jak Wacław ;-). Zapisz się na moje praktyczne szkolenie z projektowania strategii Employer Branding i twórz niesamowitą komunikację marki pracodawcy!
Tak właśnie staram się robić. Jak nie mam tematu, to idę się przejść po zakładzie, rozmawiam z ludźmi, szukam inspiracji. W ten sposób narodziło się słynne zdjęcie tabliczki z Gortatem. Akurat szedłem na magazyn, gdy ją zauważyłem. Stanąłem, pomyślałem – kurczę, super akcja. I nie wymyślili tego żadni specjaliści, tylko ludzie z produkcji, którym ciążył problem rozrzuconych wszędzie niedopałków. Genialne!
Dzięki takiemu chodzeniu wpadłem też na pomysł, żeby nasz korytarz przyozdobić antyramami z archiwalnymi zdjęciami. Zainspirował mnie do tego…kolega z magazynu. Okazało się, że on namiętnie i od wielu lat zbiera archiwalne materiały, czy zdjęcia związane z firmą, z regionem. Inny kolega pokazał mi porfel, który dostał na pięciolecie firmy i który nosi do tej pory. Ktoś inny podrzucił mi archiwalne zegarki, ulotki, biuletyny, a nawet…płaszcz przeciwdeszczowy. Dzięki temu mam mnóstwo świetnych materiałów na wystawę o historii PORTA, którą chcemy w przyszłym roku zrobić z okazji jej trzydziestolecia.
A wracając do antyram. Z magazynierem Marcinem zaczęliśmy, zupełnie przypadkowo, rozmawiać o jego pasji do zbierania archiwalnych rzeczy. Efekt? Błyskawiczna decyzja szefowej dotycząca kupna antyram. Pomysł niebywale chwycił, ludzie ciągle zatrzymują się na korytarzu, przyglądają się tym zdjęciom. Cała akcja najbardziej spodobała się chyba…prezesowi Jackowi Sarnowskiemu, który dobre pół godziny stał na korytarzu, przyglądał się zdjęciom, i ze swadą opowiadał historię poszczególnych fotek. Widać było, że to sprawiło mu autentyczną frajdę. I zobacz, taka prosta rzecz. Nikt na to nie wpadł. Przepraszam, jedna osoba – magazynier, który mi ten pomysł podsunął!
Albo inna sytuacja. Mam takie zdjęcie, jak tym antyramom przygląda się Pan Janusz, nasz wieloletni pracownik, który rozpoznał siebie na zdjęciu sprzed…25 lat. W pewnym momencie mówi:
– Ale zajebisty pomysł…
Dla mnie to był przeogromny komplement. A dodatkowo Pan Janusz podesłał mi grupowe zdjęcie pracowników zrobione w 1997 roku, które później mogłem wrzucić na LinkedIn, pokazując piękną historię tej firmy.
Albo jeszcze inna akcja, nazwijmy ją roboczo, 'akcja zdjęcie’. Gdy dotarłem do archiwalnych fotek sprzed 20 lat, dzięki pomocy innych ludzi, pomyślałem sobie, że fajnie byłoby wybrać z 5-10, a następnie pokazać jak te miejsca wyglądają obecnie. A żeby było jeszcze ciekawej do każdego z tych miejsc dobiorę człowieka, który stanie z archiwalną fotografią. Do tej akcji, dzięki zbudowanej relacji, udało mi się namówić parę osób w tym…prezesa. Wyszło doskonale! 😊
Dlatego, reasumując, warto chodzić, rozmawiać z ludźmi. Nie zamykać się w swoim biurze i głowić się nad tym co robić. Nie stawiać się też w pozycji typu: 'ja wiem najlepiej’. Bo często jest tak, że ktoś z boku podsunie Ci super pomysł, na który byś zupełnie nie wpadł.
I na koniec rzecz kluczowa: niebywale ważna jest empatia w stosunku do drugiego człowieka. Wcale nie trzeba uprawiać z każdym tzw. small talku, bo to takie rozmowy, że chwilę po ich zakończeniu ludzie o nich nie pamiętają. Ale warto nie zapominać o tym, żeby powiedzieć zwykłe 'dzień dobry’, 'cześć’, żeby być osobą otwartą i pomocną. Bo ludzie to dostrzegają i doceniają. Dlatego później, jak Ty będziesz potrzebować pomocy, oni chętnie Ci jej udzielą.
***
Nie wiem jak Wy, ale ja (Daria) właśnie unoszę się nad ziemią, bo ilość dobra, optymizmu, empatii i historii o ważnych rzeczach, które płyną ze słów Wacława przypomniało mi co jest naprawdę ważne w komunikacji marki pracodawcy. Zostawiam Was z tą refeksją i jednocześnie rekomendacją abyście śledzili posty firm, takich jak PORTA KMI Poland oraz Blum Polska. To kawał dobrej, dziennikarskiej i EBowej pracy!
To ja skomentuje jak p. Janusz ” Zaj…ty artykuł” i zabieram go ze sobą jako inspiracje
Haha! Świetnie powiedziane Ania:)!